Wymiętoszony ponad dwuletnim haftowaniem, zbliża się ku końcowi :-) Szło ciężko, bo pikseloza momentami była straszliwa, ale to wszystko już za mną :-) Zostały ostatnie dwa kolory nieba.
***
Teraz przede mną dokończenie salu świątecznego z domkami.
Jest wyszyta około połowa. Oczywiście czas salu dawno minął, ale tak to jest jak się zaczyna kilka rzeczy, zamiast haftować po kolei.
***
Następna praca kolejności to lew dla mojego wnusia Leonka.
Uszyjemy potem z niego narzutę na jego łóżko. Już nie mogę się doczekać wyszywania żywymi kolorami nic, po szarościach, beżach i brązach zaprezentowanej wyżej zimy.
***
A teraz, uwaga, uwaga ... w planach jest kolosalny kolos.
Występuje on w trzech wersjach mniejsza i większa oraz mniej lub więcej kolorów nici. W największej wersji jest 237 kolorów, a krzyżyków ponad siedemset tysięcy. No i kusi, kusi tak właśnie wersja. Na szczęście jest jeszcze trochę czasu na podjęcie ostatecznej decyzji.
Tak wyglądają pierwsze, górne części tego wzoru. Jak widać ten największy niknie gdzieś w nieskończoności :-)
***
To jeszcze nie koniec. Rozpoczęte mam również robótki na drutach, mianowicie szalik dla syna,
mitenki będą miały wzór sówki, jak widać na wzorku i będą na następną zimę, gdy Dziewczynka będzie trochę starsza. W planach są jeszcze szalik dla wnusia i mitenki dla synowej. Wszystko będzie z jednakowej włóczki, wykończone białymi i czarnymi pomponikami. Postępy będę prezentować.
Tymczasem proszę o miłe komentarze :-)